Zaginieni w Tatrach. Gdzie są Olga i Jakub?

    2008-12-02

    AKTUALIZACJA: 7.12.2008.

    Gdzie są Olga i Jakub, 21-letni gdańszczanie studiujący na krakowskich uczelniach? Zaginęli w górach, od tygodnia poszukuje ich polska i słowacka policja, TOPR oraz słowacka Horska Służba.

     

    - Nie wiemy nic konkretnego - przyznaje Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji. - Pojawia się mnóstwo informacji, ale większość z nich to plotki. Wiemy tylko, że studenci byli widziani na Słowacji. Tamtejsza policja prowadzi śledztwo w tej sprawie. Nie mogę zdradzać szczegółów dochodzenia.

    W czwartek ratownicy TOPR jeszcze raz przeszukali teren przygraniczny przy Dolinie Białej Wody, Dolinę Pięciu Stawów oraz Orlą Perć. Jednak główne poszukiwania prowadzi strona słowacka, bo na Słowację właśnie wiedzie większość tropów. I jak się nieoficjalnie mówi - nie tylko do Tatr Wysokich, ale także Tatr Niżnych.

    - Jeden z rodziców wspominał rozmowę, podczas której jedna z zaginionych osób opowiadała, że chcieliby przejść Tatry słowackie - mówi Monika Kraśnicka-Broś, rzecznik zakopiańskiej policji. - Odradzał ze względu na trudne warunki pogodowe.

    Pojawiły się też pogłoski, że w ostatnią środę jeden z należących do studentów telefonów logował się ok. 80 km od miejsca, gdzie ich widziano.

    - Jeżeli zaginieni są w górach, to już nie żyją - nie pozostawia złudzeń Tomasz Witkowski, ratownik dyżurny TOPR w Zakopanem. - W obecnych warunkach można nie znaleźć ciał. Od zgłoszenia zaginięcia na przemian padało i topniało około pół metra śniegu.

    Nie ma jednak pewności, że studenci zaginęli w górach. Rozważane są różne wersje. W związku z logowaniem się komórki w odległym miejscu jest i ta, że padli ofiarą rabunku.

    Olga i Jakub 21 listopada wyjechali z Krakowa, gdzie mieszkali na kwaterze, w kierunku Zakopanego. Stamtąd wysłali SMS-a do koleżanki, w którym pisali, że chcą przejść przez Lodową Przełęcz na granicy polsko-słowackiej. Tego dnia wieczorem odnotowano ostatnie logowanie się ich telefonów do sieci.

    Studenci nie wrócili do Krakowa 24 listopada, tak jak zapowiadali przed wyjazdem rodzinie i znajomym. Zaniepokojeni koledzy Olgi i Jakuba 27 listopada wszczęli alarm. Przeszukali ich komputery, by sprawdzić, gdzie mogli się. Kuba wpisywał w wyszukiwarce "Słowacki Raj", "Muszyna", "Lodowa Przełęcz", "Smokowiec".

    Koledzy powiadomili rodzinę.
    - Byłam w Jastarni, gdy zadzwonił do mnie starszy syn Andrzej - opowiadała "Polsce Gazecie Krakowskiej" Anna Wancław, matka Jakuba. - Powiedział, że coś jest nie tak, że Kuba nie wrócił z gór. Nie wiedziałam, co to oznacza.

    GOPR i Horska Służba na Słowacji sprawdzili wszystkie schroniska młodzieżowe. Bezskutecznie. Śledztwo rozpoczęła policja. Również bez rezultatów. Rodzice zaginionych podjęli się poszukiwań na własną rękę. Współpracują ze słowacką policją. W poszukiwania włączyła się redakcja "Polski Gazety Krakowskiej". Reporter Piotr Odorczuk pojechał do Słowackiego Raju, by spotkać się z rodzicami zaginionych.

    Pojawili się świadkowie i udało się odtworzyć prawdopodobny przebieg pobytu młodych na Słowacji. Zgodnie z ustaleniami rodziców, 22 listopada Olga i Kuba przyjechali do Smażin na Słowacji i tam wynajęli kwaterę. Rodzice sprawdzili wszystkie funkcjonujące w okolicy kwatery, ale nie udało się ustalić, w której przenocowali Olga z Jakubem. To nie świadczy jednak, że zaginieni w Smażinach nie nocowali. W okolicy kwitnie nielegalny wynajem kwater i z obawy przed konsekwencjami ktoś mógł się nie przyznać, że wynajął pokój na nocleg.

    Jednakże, na podstawie relacji sprzedawczyni z tamtejszego sklepu, rodzice zyskali pewność, że ich dzieci robiły tam zakupy. Olgę pamięta też dyżurny ruchu na lokalnym dworcu autobusowym.

    Dziewczyna pytała go o połączenia z Hrabuszycami i Popradem. Sprawdzanie nagrań z monitoringu jest jednak czasochłonne i jeszcze nieznane są jego wyniki. Studentów pamięta barmanka z dyskoteki, u której 22 listopada kupowali piwo. Następnego dnia widzieli ich też drwale pracujący w lesie. Olga i Jakub szli żółtym szlakiem z Hrabuszyc w stronę Cingova. Wszystko wskazuje na to, że z gór powrócili. Pewien, że ich widział, jest kierowca autobusu, który jechał w niedzielę wieczorem z Cingova do Hrabuszyc. Tu trop się urywa.

    Wszystko to jednak informacje niepotwierdzone. Co więcej, podobno rodzicom udało się ustalić, że z telefonu Olgi wykonano 50 tzw. połączeń zerowych, na nieistniejący numer słowacki (czyli dzwoniący na telefon Olgi, był automatycznie przekierowany na numer słowacki, który nie istnieje).

    - Obecnie nie można zlokalizować telefonów komórkowych zaginionych - wyjaśnia Kraśnicka-Broś.
    Jakub jest studentem elektroniki na Akademii Górniczo-Hutniczej, a Olga studiuje dziennikarstwo w Gdańsku i archeologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Parą są od dwóch lat. Mają doświadczenie w górskich wyprawach.

    Dwa tygodnie bez wieści

    21 listopada - Olga i Jakub wyjeżdżają w Tatry z Krakowa, gdzie studiują. Tego dnia ostatni raz kontaktują się telefonicznie z rodziną
    22-23 listopada - studenci przebywają na Słowacji - tak wynika z relacji świadków
    27 listopada - współlokatorzy studentów, po tym jak nie powracają oni na uczelnię, podnoszą alarm i rozpoczynają się poszukiwania pary 21-latków
    28 listopada - rodzice studentów wyjeżdżają z Gdańska do Zakopanego, a stamtąd na Słowację i na własną rękę szukają Olgi i Jakuba

    Jeśli ktoś z Państwa ma informacje, które mogłyby pomóc w poszukiwaniach Olgi i Jakuba, prosimy o kontakt z redakcją "Polski Dziennika Bałtyckiego" tel. (58) 300 33 99, e-mail: opinie@prasa.gda.pl

    Współpraca Piotr Odorczuk, "Polska Gazeta Krakowska"



    6.12.2008.: Rodzice sami szukają Kuby i Olgi na Słowacji

    Jechałem tu z Gdańska myśląc, że jadę po ciała. Chociaż to mógłbym dla nich zrobić - wyznaje Kazimierz Wancław, ojciec zaginionego dwa tygodnie temu Kuby. Gdy to mówi, trzęsą mu się ręce. Trudno mu utrzymać papierosa.

    Rodzice zaginionych w Tatrach studentów sami szukają swoich dzieci na Słowacji. Jeszcze wczoraj byli w Smiżanach, miejscowości leżącej u stóp Słowackiego Raju. Od tygodnia każdy ich dzień wygląda podobnie. Rano w trójkę ustalają, dokąd pojadą, kogo spytają. I ruszają na poszukiwania.
    Kuba i Ola, 21-latkowie z Gdańska studiujący w Krakowie, wyjeżdżają w Tatry w piątek, 21 listopada. Ich współlokatorzy decydują się podnieść alarm w czwartek, 27 listopada, prawie tydzień po wyjeździe gdańszczan w góry.

    To właśnie koledzy zaczynają poszukiwania jako pierwsi. - Sprawdziłem komputer Kuby i historię odwiedzanych stron - opowiada Bartek Polit, jeden ze współlokatorów. On i jego brat też są na Słowacji, żeby wspomóc rodziców Kuby i Oli w poszukiwaniach. - Kuba wpisywał w wyszukiwarce takie słowa, jak: "Słowacki Raj", "Muszyna", "Lodowa Przełęcz", "Smokowiec" - opowiada z przejęciem Bartek. Politowie powiadamiają rodzinę zaginionych. - Byłam akurat w Jastarni, gdy zadzwonił do mnie mój starszy syn Andrzej - opowiada Anna Wancław, matka Jakuba. Ma oczy spuchnięte od łez. Widać, że nie spała od dawna. - Powiedział, że coś jest nie tak, że Kuba nie wrócił z gór. Nie wiedziałam wtedy, co to oznacza - dodaje.

    Kuba z Olgą mieli doświadczenie w górskich wyprawach. Jednak ratownicy twierdzą, że nie mogli tak długo przetrwać w górach Reprodukcja Piotr Odorczuk

    W piątek, 28 listopada, Wancławowie wspólnie z tatą Olgi jadą już do Krakowa. Stamtąd na Słowację. Tam składają zeznania na policji. Śledztwo wszczyna też polska policja. Jednak mimo że od zgłoszenia zaginięcia studentów upłynął już niemal tydzień, udaje się nawet ustalić, kiedy karty płatnicze Kuby lub Olgi były używane po raz ostatni. Wobec braku wyników w ślamazarnym śledztwie, rodzice postanawiają nie czekać. Sami znajdują osoby, które widziały Kubę i Olgę. Współpracują ze słowacką policją. - Mamy już pięciu świadków, którzy widzieli Jakuba z moją córką. Potrafimy mniej więcej odtworzyć, co robili - mówi Mirosław Witczak, ojciec Olgi .

    Według ustaleń rodziców, Kuba z Olgą przyjechali do Smażin. Prawdopodobnie w sobotę, 22 listopada. - Musieli wynająć kwaterę, jednak byliśmy we wszystkich i nikt ich nie pamięta - wyjaśnia Kornel Polit, brat Bartka. - Pewnie ktoś im wynajął nielegalnie - dodaje Witczak. Ten proceder jest nagminny w tej okolicy. - Teraz to się nikt nie przyzna - dodaje tata Olgi. Potem Kuba z Olgą robili zakupy w miejscowym sklepie. Pamięta ich sprzedawczyni. - Bardzo dokładnie opisała zachowania Kuby. Wiemy, że to byli oni - mówi Anna Wancław. Olgę kojarzy też dyżurny ruchu na lokalnym dworcu autobusowym. Pytała o połączenia z Hrabuszycami i Popradem.

    Kolejny świadek to barmanka z dyskoteki, która pamięta, że kupowali u niej piwo w sobotę wieczorem. - Następnego dnia musieli pójść w góry - jest przekonany ojciec Olgi. Na pewno szli żółtym szlakiem z Hrabuszyc w stronę Cingova. Widzieli ich pracujący w lesie drwale. Prawdopodobnie wrócili z gór - kierowca autobusu, który jechał w niedzielę wieczorem ze Cingova do Hrabuszyc, jest pewien, że ich widział. Jednak tu ślad się urywa. Nie wiadomo, co było dalej. Wspólnymi siłami rodzice i znajomi zaginionej pary sklejają mozaikę, starając się odgadnąć, co się stało ze studentami. Rodzice stoją nad mapą Słowacji rozłożoną podłodze. Naradzają się. Analizują kolejne informacje - na przykład, że ostatnie logowanie komórki Jakuba nastąpiło w Hybe koło Liptovskiego Mikulasza. Ta wiadomość wywraca wszystkie wcześniejsze ustalenia. Nie pasuje do układanki. Rodzice sądzą, że telefon ktoś
    mógł ukraść.

    Polskie i słowackie służby ratownicze prowadzą też poszukiwania w Tatrach. Nie trafiają jednak na żaden ślad. Rodzice Kuby chcą jechać do Smokowca, gdzie jest siedziba słowackiej Horskiej Służby. W ojcu Olgi jednak coś pęka. - Nie chcę tam jechać - wybucha. - Wolę być tam, gdzie jest nadzieja. Jeżeli oni poszli w Tatry, to już nie żyją - rzuca. - Jest zbyt wiele wątków, zbyt wiele możliwości - ocenia Kazimierz Wancław. - Analizujemy nawet najbardzej absurdalne warianty. Takie, że ktoś na nich napadł, że Olga się komuś spodobała, że skorzystali z autostopu i ktoś ich wywiózł w nieznane - dorzuca.

    Mężczyźni wychodzą, by przejrzeć nagranie z dworcowego monitoringu. Chcą mieć namacalny dowód tego, że Kuba z Olgą rzeczywiście tam byli. W tym czasie Anna Wancław zostaje sama w domu. Siedzi przy stole, na którym są dwa telefony, stos notatek i kontaktów. - Boję się tego zakończenia, a z drugiej strony już nie mogę wytrzymać - płacz przerywa ciszę. Jednak mama Kuby wyciera oczy, sięga po telefon. - Halo, czy tu TOPR? - pyta do słuchawki.



    2.12.2008.:

    Dnia 21.11.2008. (piątek) koło godziny 15:00 Jakub Wancław oraz Olga Witczak wyszli z miejsca zamieszkania w Krakowie na ulicy Zwierzynieckiej 12/7. Mieli jechać na weekend w góry na Słowacji. Przewidziany przyjazd do Krakowa był na niedzielę, najpóźniej - poniedziałek. Jednak do dziś nie pojawili się z powrotem...


    Jeżeli , masz jakiekolwiek informacje na temat ich pobytu  lub wiesz gdzie zaginieni mieli zamiar jechać, uprzejmie proszę o kontakt pod nr:

    696-029-554

    Lub mailowo- wanc@wp.pl

    Zaginieni najprawdopodobniej mieli ze sobą ciepłe ubrania (kurtki czapki, rękawiczki oraz buty do chodzenia po górach). Szykowali się na jakąś cięższą trasę, więc może kogoś z was poinformowali  chociaż gdzie mają zamiar iść.

    Zobacz też:

    Kuba

    http://nasza-klasa.pl/profile/5216006

    Olga

    http://nasza-klasa.pl/profile/3472925

    « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 5651

    Polecamy

     

     

     

     

     

     

    Wsparcie prawne portalu:


     

    Osowianin Roku

     

    Nieodpłatne poradnictwo
    w Gdańsku


     

     


     Plan spotkań z kulturą Pomorza