Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji uług
zgodnie z Polityką Plików Cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.

[x] Zamknij

      `Niech pan się tym nie bawi. To nie jest dla ludzi`

      2015-11-01

      Był ciepły wyjątkowo jak na listopad wieczór. Niedaleko od Osowy - jakaś godzinka jazdy autem w głąb Kaszub nad piękne jezioro. Rodzina dość licznie zajechała wracając z cmentarzy i zdecydowaliśmy zrobić grilla na dworze. Ja - gospodarz i mistrz ceremonii - rozpaliłem ogień w kominku zbudowanym z obciosanych głazów i wkomponowanym w zbocze porośnięte krzewami i drzewami.

      Sceneria niezwykła - oświetlona ogniem pełna mroków i półcieni z widokiem na skrawek jeziora, prześwitujący jak tafla rtęci przez konary wielkich orzechów. Magda i Dominika siedziały otulone w koce i przytulone do siebie wpatrywały się w ogień. Józek ze Staszkiem przysiedli ze szklaneczkami na kłodzie dębu, którą kiedyś przytaszczyłem jako siedzisko....  Zacząłem jakieś grillowanie, gdy posłyszałem to:

      - Wuuuuujkuuuuuu, opowiedz cooooooś. - Tego akurat nie trzeba mi powtarzać :)

      No i zacząłem ...

      Ta historia wydarzyła się parę dni temu ... Była już prawie noc. Wiatr wył w konarach drzew, niosąc znad jeziora strugi deszczu. Siedziałem przy kominku jak u Pana Boga za piecem, sącząc sobie whisky i czytając coś, kiedy nagle zapanowała cisza. Agat, leżący do tej pory przy moich nogach, poderwał się i stanął przy drzwiach. Zesztywniał i dziwnie popiskiwał. Wstałem, podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Oczy powoli przywykły do ciemności. Ktoś ... Coś ... stało nad oczkiem wodnym. W ciemnościach majaczył mi wielki obwisły kapelusz i jakieś łachmany, w które to coś, ktoś? było obleczone. Poruszyło się, wyciągnęło w moim kierunku ręce - chyba? - i usłyszałem wyraźne chrapliwe "lhaate" .... i jeszcze raz "laate" (szw. daj, oddaj).....było wyraźnie agresywne. Cofnąłem się do domu i ze ściany zdjąłem strzelbę. Załadowałem breneką i wyszedłem na taras. Stało nieruchomo.

      Coś tam krzyknąłem bez sensu i złożyłem się, by zamarkować ze będę strzelał i wtedy Agat, który stał bez ruchu, gwałtownie cofnął się. Walnął mnie w nogi - nacisnąłem spust i wystrzał rozdarł ciemności. Usłyszałem trzask pękającego płotu i to zamierające "laate" za chwilkę. Poderwało się ciężko jak startujący z wody łabędź i zniknęło w ciemnościach. Wróciłem do domu i siadłem w fotelu. Agat położył się i lizał łapę, przyglądając mi się od czasu do czasu......

      Dziewczyny miały oczy jak talerze. - Wujku i co .... co było dalej ? - Józek ze Staszkiem mieli miny, wskazujące na to, że nie bardzo wierzyli w to, co opowiedziałem ... ale...??))

      Na drugi dzień rano zebrałem całe towarzystwo i wszystko im pokazałem: przestrzelony płot, dziwny odcisk stopy na głazie przy oczku wodnym, strzępy rozpadających się łachmanów - cuchnących mułem. Chodzili, kiwali głowami, spoglądali na mnie dziwnie…

      Przecież to oczywiste, że wszystko to zaaranżowałem, aby wyglądało prawdopodobnie. Przewierciłem dziurę w płocie, osmoliłem, by wyglądało na przestrzał, dłutem wyrobiłem kształt w głazie, by pozostał odcisk stóp. W południe wszyscy odjechali. Dziewczyny przytuliły się i jeszcze na koniec: - Wujku, czy to była prawda? - Uśmiechnąłem się, one też ... i odjechali.

       

      Musiałem zostać jeszcze dwa dni. Zapadł wieczór i znowu kominek, książka - tym razem pamiętam "Ogień w równaniach" Kitty Fergusson - polecam ...piękna kobieta pisze o kosmosie w niebywały sposób. I wtedy znowu wyraźnie usłyszałem "laate". Wyszedłem i zobaczyłem na serio to, co wymyśliłem wtedy. Naprawdę. Stało i wyciągnąwszy  w moim kierunku coś, co przypominało ręce, błagało "laate". Stałem bez ruchu dłuższą chwilę. Zniknęło - rozpłynęło się w ciemnej, zimnej mgle.

      Rano pojechałem do S. Mój przyjaciel, proboszcz tamtejszej parafii, przyjął mnie jak zwykle z radością i wspaniałą kawą z nieodłącznym ciastem. Opowiedziałem Jemu całą tę historię. Wyszedł na chwilkę, przyniósł pod pachą grubą księgę. Rozłożył na stole. - Wie Pan – powiedział po chwili - mam tu zapiski, że jeszcze przed wojną nad jeziorem stał krzyż w miejscu, gdzie 1648 roku została pogrzebana grupa zmarłych na zarazę żołnierzy szwedzkich. Weteranów wojny trzydziestoletniej. Może to wszystko ma jakiś związek? Ale błagam, niech pan się tym nie bawi. To nie jest dla ludzi. Błagam, niech pan to zakończy. - Skończyliśmy kawę, ciasto, pożegnaliśmy się.

      Wyszedł za mną na ganek i jeszcze raz powtórzył: - NIE WOLNO ...

      A ja już wszystko wiedziałem. Dużo chodziłem z wykrywaczem metali - takie hobby. Po tych lasach, polach, łąkach. Dzwonił czasem, kopałem, coś tam wygrzebywałem. Nad jeziorem pod trzema wspaniałymi sosnami wykopałem kawałek metalu - przypominał resztki sztyletu. I kawałek łańcuszka z resztką medalika. Zabrałem to do domu i położyłem na kominku. Wróciłem z S koło południa. Wziąłem z kominka to, co wykopałem i poszedłem nad jezioro. Zakopałem dokładnie w tym samym miejscu. Wróciłem do domu - Agat machał ogonem wyraźnie ukontentowany.

      Wieczorem zapadłem w lekturę. W pewnej chwili poczułem, że jest...

      Wyszedłem - stał tam, gdzie wtedy. Usłyszałem, że coś powiedział łagodnie jakoś ... "take", potem "Gott" czyli dzięki, coś o Bogu ...i zniknął. Wróciłem do chaty - Agat leżał i łypał na mnie filozoficzne...

       

      Wróciłem do Osowy i zapomniałbym o wszystkim pewnie, gdyby nie dzisiejszy Halloween - jakoś ta cała historia odbiega od wygłupu, a mieści się w ramach spotkania z niewytłumaczalnym.......

       

      Osowa; 31.10.2015.

      « wróć | wersja do wydruku | odsłon: 1618

      Polecamy

       

       

       

       

       

       

      Wsparcie prawne portalu:


       

      Osowianin Roku

       

      Nieodpłatne poradnictwo
      w Gdańsku


       

       


       Plan spotkań z kulturą Pomorza